Nie jesteś zalogowany na forum.
*Roznosiła trunki po sali, w końcu miała chwile wolnego i weszła na scenę mówiąc* - Potrzebujemy pomocy w lokalu jeśli jest toś chętny proszę się zgłosić. Posady to m.i. barman, kelner i pianista.
Offline
*Wypiła swój drink.*
-Ja...*nie dokończyła, bo jej klacz bardzo głośno parsknęła.*...niestety nie mogę, muszę się zajmować moją klaczą.*powiedziała i dała zapłatę za drinka.*
-Ja już muszę jechać.*powiedziała po czym wyszła z saloonu i wsiadła na konia i pogalopowała tam, gdzie było stado krów chronione przez kilka ludzi. Potem przewieźli to stado do ogrodzonego pastwiska, Kari dała ludziom zapłatę a oni odjechali.*
//Ja mogę być farmerką.//
Offline
-Barman...kelner....pianista ? *wypowiadając ostanie słowo aż się zdziwił*
-Nie nie....ja wolę coś na świeżym powietrzu *zaśmiał się*
Offline
Eh dziki zachód , a widzieliście szeryfa? muszę sobie z nim pogadać
Offline
-Chodzi ci o takiego małego gościa....z dużym jasnym kapeluszem....w czarnych butach i z taką złotą dużą gwiazdę na lewej piersi ?
Offline
NOOOO RACZEJ TAK : D , widziałeś go gdzieś ?
Offline
-Nie ...nie widziałem...jestem tu dopiero od godziny..więc nie miałem okazji się z nim spotkać.
Offline
Więc szukam dalej , no cóż szerokości życzę
Offline
-Słuchaj....może ci pomóc....jak tak patrzę na ty typków to te miasto nie wygląda na zbyt niebezpieczne.
Offline
*Jechał na swoim czarnym rumaku. Miał na sobie kapelusz, skórzany strój, kowbojskie buty, pas z amunicją i dwie kabury z coltami. Do jego siodła doczepiony był winchester i dwie pełne torby ekwipunku. Jechał powoli przez miasto. Nie oglądał się na przechodniów. W końcu przyjechał tu odpocząć, albowiem wracał właśnie z nagrodą za zabicie najniebezpieczniejszej szajki. Zatrzymał się pod saloonem. Zsiadł z konia, przywiązał go do belki i stanął w drzwiach. Otworzył je, zrobił dwa kroki naprzód, puścił drzwi z trzaskiem i splunął. Ruszył przed siebie. Dotarł do barmana. Usiadł na krześle, zamówił whiskey i zaczął powoli pić*
Offline
*Siedział przy barze. Gdy spojrzał na Maćka na jego pyszczku zatańczył lekki uśmiech.Zastanawiał się jak dobry jest ten przybysz. Odstawił szklankę na blat.*
Offline
Ale żadnej muzyki to w tym saloonie nie ma. Co to za saloon bez pianoli?
Offline
*Spojrzał na siedzącego obok lwa. Odstawił whiskey i spojrzał na niego chłodnym spojrzeniem. Patrzył rzez chwilę, po czym uśmiechnął się i powiedział*
-Witaj Source!
Offline
*Uśmiechnął się szerzej i bardziej pogodnie.*
-Hmm, no cześć. A skąd znasz moje imię?
Offline
*lew zauważył wybiegającą lwicę w poszukiwaniu szeryfa*
-Alboo może nie....*wstał podszedł do nie jakiego Sourca i zapytał się*
-Czy jest tu może jakaś praca.....?
Offline
-Podobno szukają nowego bankiera. Poprzedniego zaatakowano w drodze, zamordowano i ograbiono. Dość ciekawa praca. xD
Offline
-Bankier powiadasz...*lew zmrużył oczy*...biorę tą robotę....gdzie się mogę zgłosić ?
Offline
Trza fuchy poszukać.
*Wybiega z saloonu.*
Offline
*lew nie wiele czekając na odpowiedź wyszedł z saloonu w poszukiwaniu posady bankiera*
Offline
*Chrząknął*
-Jeżeli poszukujecie szeryfa, mogę nim zostać. *dopija whiskey i zamawia jeszcze jedną... butelkę*
Offline
*Czyta tablicę ogłoszeń.*
Fałszerz...nie...ujeżdżacz świni...nie...przetykacz toalet ...nie!
Offline
*po dość długiej rozmowie na temat posady bankiera w końcu wychodzi z pełnym zadowoleniem*
-No...w końcu jest jakaś robota....phii niebezpieczna?.....ta jasne ! *powiedział pod nosem po czym udał się do saloonu*
Offline
//Przypominam, moja farma jest trochę dalej od saloonu.//
*Właśnie doiła swoją ostatnią krowę i jej mleko zaniosła do stodoły, czyli tam gdzie obecnie teraz były krowy. Poszła na łąkę, gdzie pasły się jej konie. Zaprowadziła rumaki do stajni i wsiadła na rumaka zwanego Samet. Wynajęła kilka ludzi, by pilnowali jej famy i pogalopowała w stronę saloonu.*
Offline
*Kiedy opróżnił butelkę, wstał i wyszedł przed salon. Odwiązał swojego konia i podszedł do opuszczonej rudery z przekrzywionym napisem "Szeryf"*
-Zajmuję tą posadę! *przywiązuje konia do belki, otwiera stare drzwi, zabiera cały ekwipunek z konia, pożycza od grabarza narzędzia i zabiera się za drobny remont budynku*
Offline
Jasne możesz iść ze mną *Lwica wstała i podeszła do Shupka,tak jak na avku* Ale ja bynajmniej nie żeby mu pomóc...
Offline
*Uśmiechnął się, wychodząc z saloonu. Postanowił znaleźć burmistrza, który pewnie potrzebował prywatnej ochrony.*
Offline
*Dostrzegła wychodzącego Sou*
-O nie,nie nie pozwolę ci go ocalić
*rzuciła się na lwa*
Offline
*Błyskawicznie wyciągnął rewolwer i wycelował do Tandi, drugą łapą złapał rękojeść noża.*
-Stój....
Offline
*Nagle zauważyła jadąc na koniu dzikiego konia. Złapała go i zaprowadziła do farmy. Nazwała go Rufus. Na Samecie podjechała pod saloon. Przywiązała konia i weszła. Usiadła na krześle.*
Offline
-O widzę dobrze zaopatrzony....* wyciągnęła jedynie żyletkę i nóż *
-Wiesz dlaczego używam noża? Pistolet czy rewolwer jest za szybki,nie można się rozsmakować w drobnych emocjach....
Offline