Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Wątek zamknięty
Deszcz zacinał od ładnych kilku godzin. Co chwila niebo przecinała błyskawica lub dudnił grzmot. 
W wejściu niewielkiej jaskini pojawiła się ciemna, lwia sylwetka. Lekko przygarbiona i szczupła. To samiec. Wszedł do groty i otrzepał ociekające deszczem futro, po czym skierował swe kroki dalej, i ułożył się w kącie. Już już miał zamiar zacząć dokładne czyszczenie sierści, gdy....
 - Skazo?! zawył głos pytająco. Lew skierował swe zimne, zielone ślepia ku wyjściu z jaskini i ujrzał kolejną sylwetkę. 
- Czego chcesz, Banzai? jęknął zawiedziony, że istota tak niskiego rzędu, jak hiena, zakłóca mu wieczorny spokój. Jemu, księciu Lwiej Ziemi.. 
- Przynoszę wieści....odwarknęła hiena i bez pardonu weszła do lokum lwa. 
- Byleby dobre...Niecierpliwił się Skaza. Banzai przełknęła ślinę głośno. Ton, jakim Skaza wypowiedział ostatnie zdanie, znała bardzo dobrze. Jeśli wieści nie zadowolą jej szefa, dostanie baty. 
 - On.... zaczęła strachliwie - On...nie żyje. 
 Skaza nie wykazał otwarcie silniejszych uczuć, ale wewnątrz siebie poczuł przypływ gorąca. 
 -Tak....szepną szczerząc kły w podłym uśmiechu - Oto nastał ten dzień!Szybko wstał ze swego miejsca i podszedł do Banzai. -Zbierz hieny i lwice, rozkazał, za chwilę wygłoszę przemówienie! 
Nie minęła dłuższa chwila, jak lwy i hieny stanęły przy Lwiej Skale, dawnym tronie wspaniałych królów tych ziem. Deszcz nie padał już tak zawzięcie, ale wszędzie powstały kałuże, z których najmłodsze lwy łapczywie spijały wodę. Odkąd Skaza pełnił funkcję zwierzchnika królestwa, nic nie było tak, jak trzeba. Stada odeszły, trawa uschła, jeziora również wyschły, a  woda z rzek nie nadawała się do picia. Hieny zrzucały nadjedzone, cuchnące truchła antylop do rzeki, a co za tym szło, krew i nadgnite mięso zatruwały owe rzeki. 
 - Jest! szeptały między sobą lwice, widząc na szczycie Lwiej Skały chudą sylwetkę Skazy. Hieny wymieniły znaczące uśmiechy. 
 - Kochane stado! zawołał przymilnie lew - Spieszę obwieścić straszną nowinę... Otóż tak niedawno pożegnaliśmy mego najdroższego brata, Mufasę.... (tu Skaza udał, że ociera łzę, po czym zaczerpnął powietrza ) a z dzisiejszym dniem musimy pogodzić się z faktem, iż jego syn, młody książę Simba równiez nas opuścił . Na zawsze. 
Wśród lwic rozległy się szlochy i łkania, niektóre z nich buntowały się głośno, ale wtedy do akcji ruszały hieny. Miały swoje głośne sposoby na uciszanie lwic.  - Moje podwładne hieny znalazły jego umęczone ciało na granicy z Lwią Ziemią. Podejrzewam, że pragnął uciec przed obowiązkiem królewskim, lub ścigany przez wyrzuty sumienia... Przecież to ON winien jest śmierci Mufasy! 
 - Nie wierzę w to....szepnęła Sarabi zwieszając głowę. 
 -... W tej sytuacji, nie mam innego wyjścia,kontynuował Skaza - jak ogłosić się nowym królem Lwiej Ziemi! 
 - NIE! krzyknęła Nala, ale nie spotkała się z aprobatą rówieśniczek. Umilkła. 
Hieny rozpoczęły szaleńcze wycie i szczekanie, pisk i skomlenie. Wszystko ku czci nowego władcy. Dla lwic nastały najgorsze czasy...
Offline
Strony: 1
Wątek zamknięty