Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 5
-Phhh... *Scorch tak długo waliła w ścianę swoim ciężkim ogonem, dopóki w metalu nie pojawiła się dziura.*
Offline
- Faceci. *mruknęła jeno oschle, podążając za nimi*
- Skoro tak Ci nie na łapę, że tu jestem, mogę sobie iść, co mi tam. Na przystawkę dla mutanta styknie... *mamrotała pod nosem*
Offline
-Cami, co ma wspólnego uprzejme zawiadomienie o bałaganie z wypraszaniem gości? No wytłumacz mi proszę, bo nie rozumię Twojego toku myślenia. Robię wszystko co w mojej mocy, żeby choć trochę pomóc wam w tych trudnych warunkach. Ale nie, przecież przyprowadziłem tu mutanta żeby się was pozbyć… Nie zapewnię wam tutaj relaksujących masarzy, zimnych drinków, czy też pakietu spa. Zrozum. Nikt Ci nie kazał tu przychodzić. Skoro na zewnątrz mi zaufałaś, to dlaczego i tym tego nie uczynisz?
*Wyjaśnienia, wyjaśnienia i jeszcze raz wyjaśnienia. Z czasem czuł się jak na rozprawie sądowej, podczas której musi tłumaczyć się z każdego słowa i czynu*
Ostatnio edytowany przez Fantlk (2013-10-11 17:11)
Offline
*Nikt mu się tłumaczyć nie kazał. Ba, nikt nie kazał mu się obruszać, kiedy Camille zwyczajnie zauważyła, iż określenie 'nie spodziewałem się gości' chwilę po tym, jak ich przyprowadził, nie do końca spójnie brzmi. Podobnie, jak nikt nie kazał mu wywracać oczyma, co każdy lew odebrałby jako przejaw niezadowolenia. Wreszcie, nikt nie kazał mu wyciągnąć zbyt daleko idących wniosków odnośnie braku zaufania czy przypuszczeń odnośnie przypuszczeń samicy. Parsknęła*
- Taaa, nie bądź taki do przodu, bo się o sznurowadła zabijesz *mruknęła tylko*
- Pogadamy, jak okres się Panience skończy *niedbale wzruszyła barkami. Ktoś podmienił Dag'a, to pewnie wina mutantów. Nie był tym przyjaznym lwem, którego znała, a raczej zrzędliwym dziadem, którego rozum nakazuje unikać szerokim łukiem*
Offline
*Z uwagą przysłuchuje się rozmowie, a raczej ostrej wymiany pomiędzy Dagorem a Camille. Wyciąga z kieszeni kurtki zegarek, sprawdza godzinę i chowa zegarek*
-Jasne, ciekawe ile jeszcze im to zajmie. *Pomyślał Warmik, po czym usiadł na podłodze.*
Offline
*Wyjmuje z kieszeni batonik. Mając nadzieję, iż nie przeszedł żadnym promieniowaniem, ogląda go z każdej strony, otwiera i wpycha Dagowi do pyska*
- Jedz. Głodny nie jesteś sobą.
Offline
*Nie potrafił ukryć zaskoczenia, ale przypomniała mu się dawna sytuacja, którą czas zatarł w jego pamięci. Odgryza kawałek batona i ze smakiem go zjadł. Chyba za bardzo się tym wszystkim przejmował. Najwyraźniej zbędna powaga do Niego nie pasowała. Jednak sądził, że w sytuacji zagrożenia nie można się rozpraszać. Nie wiedział jak to wszystko postrzegać, ale tak jak kiedyś, zrzucił płaszcz nadmiernego pesymizmu i chociaż próbował zachowywać się „normalnie” *
-Dzięki. Zaczęło mi się zdawać, że ten słowotok nie minie. Ta cała sytuacja po prostu mnie przerasta. W ostatnim czasie przyzwyczaiłem się do samotności i polegałem tylko na sobie... Widocznie separacja mi szkodzi.
*Dopowiedział pół żartem i znów ruszył w dół*
Ostatnio edytowany przez Dagor (2013-10-12 08:15)
Offline
*Zaśmiała się wdzięcznie, bynajmniej proszę nie sądzisz, iż samca wyśmiała. Camille miała bowiem to do siebie, iż śmiała się często i gęsto, nie tylko wtedy, kiedy ktoś opowie przedni kawał*
- Albo szkodzą Ci tłumy, nie każdy może być duszą towarzystwa, bo świat byłby nudny. War, też chcesz? *spytała, sięgając po kolejnego batonika*
Offline
-Może gdyby impreza była na cmentarzu, to byłbym równie rozrywkowy jak cała reszta...
*Doszedł do kolejnego korytarza, który następnie rozwidlał się na kolejne trzy przejścia*
-Razem z kodem otwierającym powinni dołączyć mapę w pakiecie. No cóż, więc jak mawiał Gandalf...Jeśli zawiedzie Cię pamięć, idź za nosem. Tak więc w lewo!
Offline
*Wstaje i rusza za Dagorem* -W końcu. *mruknął pod nosem. Następnie zwrócił się do Camille* - Bardzo chętnie, dawno nic nie jadłem.
Ostatnio edytowany przez Fantlk (2013-10-12 12:26)
Offline
*Idąc nadal gdzieś z nimi lub za nimi, wyciągnęła baton w stronę młodszego kompana*
- Łap. Smacznego.
Offline
*Dochodząc do kolejnych metalowych drzwi, nie był już do końca pewny czy to dobra droga*
-Nigdy nie byłem w tej części schronu...
*Dokładnie przyjrzał się dziwnym wrotom, ale nigdzie nie było nawet śladu po panelu do wpisywania kodów, czy też najzwyklejszej klamce*
-Najwyraźniej to pomieszczenie otwierane jest tylko i wyłącznie za pomocą głównego panelu sterowania...No cóż, musimy zawrócić i spróbować inną drogą.
Offline
*Podchodzi do Dagora*
-Cóż, myślałem, że znasz plan własnego schronu. Ile będziemy jeszcze chodzić bez celu hmm?
Offline
*Scorch wbiegła do budynku i kierując się zapachem, dotarła do lwów.*
Offline
*Widząc nadbiegającego mutanta, wyciąga potężnych rozmiarów pistolet z długą lufą*
- HALT! Ręce do góry... czy co ty tam masz. Tylko drgnij, a już więcej nikogo nie zjesz !
Offline
*derp*
-Taaak, zastrzel kogoś, kto chce Ci pomóc! *Warknęła Scorch, po czym ostro wyhamowała.*
-Powiem tyle - biegnie tu duże stado Apsiliosów. Coś je spłoszyło i jeśli nie chcecie skończyć jako miazga, chodźcie za mną. I tak, one rozbiją metal.
Ostatnio edytowany przez Fantlk (2013-10-13 19:13)
Offline
-Biegną tutaj? Chcesz nam powiedzieć, że ogromna ilość mutantów ma zamiar przewiercić się podziemiom, tylko po to żeby dostać się do pomieszczenia w którym się znajdujemy? Jeśli tak na to spojrzeć , nie zachowywałyby się wtedy naturalnie. Chyba, że mieszkają w czeluściach ziemi… *Spojrzał niepewnie na dziwaczną postać*
-Poza tym, niby dlaczego mamy ufać istocie, która sama jest jednym z nich...?
*Nie chciał pozostawić swojego losu, a tym bardziej towarzyszy -żadnemu ze "zmienionych". Nawet gdy wykazywały przejawy uczuć i inteligencji, nie potrafił przełamać niechęci wobec tych pokrak. Potwór to potwór, nieważne są jego chęci. Niegasnąca rządza pożerania zawsze weźmie górę nad resztkami rozsądku. Przynajmniej taka była jego opinia*
Offline
*Ciągle mierzy do stwora*
-Nie ufam ci i chętnie bym cię odstrzelił, ale najpierw chętnie wysłucham co te mutanty mogą nam tu zrobić. Po drugie, gdzie niby mamy z tobą iść hmm?
*Miał już co prawda dość używania broni, jednak w tym wypadku mógł zrobić wyjątek, życie jego towarzyszy było dla niego najważniejsze.*
Offline
-Ta, jak zwykle ta sama śpiewka. A jak myślicie, gdzie jest ta gadzina, wasza znajoma, hę? *Scorch westchnęła.*
-Jedno słowo- Water.
Offline
-Water? *Burknął pod nosem. Chwilkę przeczesywał swoją pamięć w celu odszukania podanego imienia, ale nadal nie przypominał sobie o kim mowa. Był pewny, że już kiedyś spotkał się z daną "gadziną". Jednak w jakich okolicznościach, nie miał zielonego pojęcia*
Offline
-Nie no, żeby nie pamiętać tego wielkiego, kremowego smoczyska, które tu się przybłąkało? *Scorch była coraz bardziej zirytowana.*
Offline
-Aaa tak wielkie, kremowe smoczysko!... Choć nie, nie widziałem. No a jeśli skończyłaś, to dziękujemy za pomoc. Pa pa. Miłego dnia. Wybacz, ale czas nas nagli... *Wykonał pośpieszający ruch łapami*
Ostatnio edytowany przez Fantlk (2013-10-19 12:24)
Offline
*Bestia westchnęła.*
-Jak chcesz zostać mokrą plamą- proszę bardzo. *Scorch uderzeniem ogona zrobiła dziurę w ścianie i wybiegła na zewnątrz. *
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 5