Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Zapraszam do wioski! Mieszkamy w dziczy i mamy własną osadę! Czcimy Boga Swahili, składamy jej ofiary i tańczymy przy ognisku. Wioska- Ilihaws Bóg- Swahu Język- polski od tyłu Powitanie: Ameis Yrbod Członkowie: Panda- Wódz Shantee(imię w zabawie: Shanla) - szamanka uvoK- wojownik Wath- Łowczyni Fire- wojownik Shadow- wódz Cari- ZZKB (Zły Złodziej Kradnący Banany) aka zdrajca (jeżeli jest inaczej to przepraszam)
Runy do skopiowania: ⌚♢☢☿☄☜ ☽♐☾☿♄
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nasza wioska składa się z domków, ogniska, domu wodza i domu szamanki (czyli mój ) Szamanka maluje tatuaże, robi kolczyki, można się do niej zwracać o pomoc lub o przewidywanie przyszłości przez runy. Czasami polujemy na małą zwierzynę, ale przeważnie jemy owoce. Mamy ubranie z trawy.
UWAGA! Niech każdy ułoży sobie jakieś fajne imię. Ja jestem Shanla. Zaczynam:
*Shanla wyszła ze swojego domu i wdychała świeże, poranne powietrze. Zastanawiała się, czy ktoś o tej porze już wstał*
Offline
*Szła, a raczej skradała się, między drzewami. Nie przypominała zwierzęcia ani tym bardziej człowieka. Długie, czarne, ponad 9-centymetrowe pazury dotykały wysokich traw. Tutaj też się ukryła. Popatrzyła na liczne domy w wiosce, po czym uśmiechnęła się psychicznie. Podeszła, a raczej podpełzła do drogi prowadzącej do centralnego miejsca wioski, po czym przeczytała napis na tabliczce.*
- "Ameis Yrbod w Ilihaws!"
*Co to znaczy? Pomyślała. Wyszła z traw. Teraz było widać jej całą postać; długaśny, łuskowaty ogon, stojące uszy i wcześniej wspomniane szpony. Chodziła na dwóch łapach, lecz przypominała czarnego wilka z ogonem smoka. Za ubranie służyły jej krótkie spodenki ze skóry jakiegoś zwierzęcia, najpewniej bizona. Koszulki nie posiadała, gdyż uważała, że jest zbędna. Miała też średniej wielkości torbę, gdzie zmieściła cały łup i jeszcze płaszcz, na zimniejsze dni. Po dokładnym odczytaniu napisu, stanęła na czterech łapach i weszła powoli do wioski. Rozglądnęła się i poszurała kilka razy ogonem po ziemi. Wokół uniósł się pył i piach, jednak szybko opadł. Miała nadzieję, że będą uważać ją za zwykłą hybrydę a nie za rozumną istotę, którą była. Podeszła do ogniska, które się już nie paliło. Prawdopodobnie przez noc wygasło. Na domach były różne drewniane tabliczki z wyrytymi dziwnymi symbolami i napisami, których ona nie znała. Zaciekawiły ją dwa domy; jeden był domem szamanki, a drugi domem wodza. Cały czas udawała normalnego psa, do póki nie poczuła zapachu mięsa i owoców. Ponownie stanęła na dwóch łapach, lecz szybko stanęła na czterech wiedząc, jaki ma cel. Przed domkiem znajdowała się nieznajoma postać. Z dala wyglądała trochę dziwnie, więc samica podeszła bliżej. Usiadła dokładnie w połowie drogi wpatrując się w postać.*
Ostatnio edytowany przez Carissime (2014-09-03 21:27)
Offline
*Shanla zobaczyła w oddali jakąś postać*
- je, źdoch ut! *Shanla podeszła bliżej nieznajomego kształtu. Przypominało jej to smoka, ale takiego bardziej dziwnego. Coś w duszy jej podpowiadało, żeby ją przygarnąć i zrobić tatuaże tak jak innym członkom. Postanowiła podejść blisko smoka* - jókop ukoms. (w przetłumaczeniu to pokój smoku) Ameis Yrbod w Ilihaws! cząłdo od san! *Podeszła blisko smoka i podała rękę*
Ostatnio edytowany przez Shantee (2014-09-04 05:56)
Offline
*Cofnęła się, gdy ta podała rękę. Doszła do wniosku, że to język taki, jakim posługuje się zazwyczaj, tylko od tyłu. Minęło trochę czasu, zanim zwierzę zajarzyło o co chodzi. Dlaczego owa postać zwała ją smokiem, skoro ona była dwunożnym wilkiem o ogonie smoka? Z resztą, teraz to nie istotne. Już będzie zachowywać się tak, jak zazwyczaj, więc stanęła na dwóch łapach. W jednym momencie stała się o głowę wyższa od tubylca. Popatrzyła na niego, a raczej na nią z góry. Zawiał zimny wiatr. Pomimo, iż dygotała z zimna, nie okryła się płaszczem. Skulona tuż przy ziemi, jednak wciąż na dwóch łapach, podeszła do domu szamanki. Na drewnianej tabliczce wyryty był napis "Aknamazs". Istota domyśliła się, że to w ich języku oznacza "Szamanka". Oglądnęła się do tyłu i spojrzała na odzianą ubraniami z trawy szamankę, mając ogon zawiązany wokół bioder. Nie do końca wiedziała, czy to rzeczywiście ten język.
- Dobry?
*Rzekła a na końcu postawiła pytajnik. Spojrzała na niewielki pagórek, na którym było coś wybudowane. Przed pagórkiem była tabliczka taka sama, jak wszystkie inne, z napisem "Ainytąiwś uk iczc Swahili". Ale dziwne... Pomyślała i rozejrzała się ponownie. Na szczęście nie miała zamiaru być tutaj długo. Zamierzała przemieszkać tutaj 3-4 dni a później zabrać to, co się jej należy i zniknąć z ich życia.*
Offline
*Shanla zdziwiła się językiem wilko- smoczycy. Potem dopiero zobaczyła, że to ich język od tyłu. Od razu wszystko pojęła. Zaczynało się ściemniać, a za chwilę miał być taniec i składanie ofiar na część Boga Swahili*
- Yrbod! zaraz eniczaz ęiś oksingo. Szecch ćycząłod? *W centrum wioski inni członkowie przygotowywali ognisko i ofiarę* - Szecch żautat? * Shanla rozglądnęła się chwilę, spojrzała na świątynię, na swój dom, ognisko, a potem na wilko-smoczycę*
Ostatnio edytowany przez Shantee (2014-09-04 18:57)
Offline
*Popatrzyła na szamankę i cofnęła się gwałtownie, stając na palcach u tylnych łap. Po chwili jednak stanęła jak przedtem, lekko się garbiąc. Otworzyła pysk i wypowiedziała następujące słowa:*
- Nie, dzięki.
*Pomyślała jednak, że istota może nie zrozumieć, więc szybko pomyślała nad tym, jak to będzie brzmieć w ich języku. Po kilku minutach główkowania, poprawiła się, mówiąc:*
- Ein, ikęizd.
*Cóż, przynajmniej ich język nie jest taki trudny. Pomyślała i zerknęła na niebo. Świecące dotąd słońce skryło się za chmurami, wydającymi się być puszystą i miękką kołdrą na niebie. Na nos spadła jej kropla wody. Po chwili rozpadało się na dobre.*
- Woda zaczyna się wylewać z morza nad naszymi głowami!
*Rzekła, trzymając ręce nad głową i próbując uniknąć uderzania kropel deszczu o jej pysk, co jednak się nie udało. Nie świadoma tego, że nieznajoma może nie zrozumieć, co powiedziała wilkopodobna, pobiegła pod jakikolwiek dach. Po chwili okazało się, że wbiegła pod dach świątyni. Przeczytała drewnianą tabliczkę na środku. "An oget, otk ileimśo ęiś ćśjew, eindaps awtąlk op ezsw ysazc."... Nie obchodzi mnie jakiś bóg Swahili. Usiadła pod tabliczką myśląc, że to, co jest na niej napisane, to tylko kłamstwo.*
Offline
* Shanla spojrzała na niebo. Po tym wypowiedziała* - Ich taz! Ich taz! (nadszedł czas) * Szamanka przyszła pod ognisko. Kiedy zobaczyła, że wilko- smoczyca jest pod dachem innej, mniejszej świątyni (która jest przeznaczona tylko dla przywódców i szamanki oraz ważnych osób) strasznie się przestraszyła. Szybkim susem złapała ją za łapę i dociągnęła do ogniska. Zaczęły się tańce, słowa niezrozumiałe dla wilko - smoczycy. Po tańcach deszcz przestał padać. Jeden członek osady podszedł do ołtarza blisko ogniska i położył na kamieniach ofiarę, którą był ptak. Członek cofnął się do kręgu, a szamanka wzięła patyk i zgarnęła trochę ognia, robiąc pochodnię. Podeszła do żywego i związanego ptaka, i wymówiła te słowa* - Oto araifo ald Agob Swahili! * Po tych słowach Shanla podpaliła ptaka zamieniając go w proch. Kiedy ptak się spalił, szamanka wzięła trochę prochu i zmieszała go z wodą w miseczce. Potem szła wokół koła, sypiąc substancję na głowę każdego członka. To miało przynosić szczęście. Podeszła także do wilko- smoczycy i wsypała jej trochę prochu. Potem jej powiedziała* - Ald Eibeic eżkat. Ybeż ainawolop yłyb enadu. * Potem szamanka weszła w krąg i wszyscy odmówili mowę końcową czyli dziękowanie itp. Później wszyscy rozeszli się do domów. Shanla podeszła do wilczyco- smoczycy i powiedziała* - Szeżom u san ćatsoz an eli szecch. Źdoch az ąnm. *Szamanka wskazała swój duży szałas- nie szałas. Kiedy tak stały, na ogonie wilko- smoczycy pojawił się mały płomyk ognia, a po chwili zgasł. Nikt tego nie widział...*
Ostatnio edytowany przez Shantee (2014-09-10 19:14)
Offline
*Strząsnęła z głowy proch z ptaka. Biedne stworzenie... Pomyślała, człapiąc wolno za istotą. Nie poczuła, kiedy zapalił jej się ogon. Szła patrząc się na swoje przednie łapy. Sięgnęła do torby, wyciągając z niej kawałek chleba, który miała z odwiedzin w innej wiosce. Wioska ta znajdowała się dosyć daleko od obecnej i była znana głównie z pieczenia chleba i bułek. W sumie to była bardziej nowoczesna wioska, ale nie więcej, niż ta tutaj. Przystanęła na chwilę i włożyła do pyska chleb. Był już suchy, ale nadal wyśmienicie smakował. Patrzyła na nieznajomą i pałaszowała chleb.*
Offline
* Wszyscy rozeszli się do domów, tylko niektórzy siedzieli przed domami żeby odpowiednio przygotować zioła. Kiedy Shanla zobaczyła, że wilko- smoczyca strząsnęła z głowy proch, nie przejmowała się tym zbytnio. Już się przyzwyczaiła, że osoby z innej cywilizacji i wiosek nie lubią tej tradycji. Szamanka rzekła do wilko- smoczycy. Chciała powiedzieć w jej języku, więc pomyślała chwilę o powiedziała* - Większość nowych nie lubi tej tradycji... Szkoda im ptaków. Jednak nasza wioska nie jest taka, na którą się wydaje. Każdy zmarły ptak, potem trafia do nieba i traci kolor piór. Widzisz te chmury? To ptaki, które szybują po niebie i dają podpowiedzi w naszych decyzjach. Są szczęśliwe. * Shanla potem dodała* - Oo, ałub?? ąs erbod, ela ym chi ein ymaibaryw. * Szamanka spojrzała na istotę, która ze smakiem jadła chleb. Poszła do swojej chatki robiąc gest głową, żeby wilczyco- smoczyca też weszła. Shanla zaczęła odczytywać z kamienia runy i na tym samym kamieniu pod spodem coś niezrozumiałego pisać. Był to język runowy. Kiedy tak pisała, zapytała wilko- smoczycę.* - Będę mówiła w twoim języku żebyś rozumiała. Jak masz na imię? ja Shanla. Jestem szamanką w tej osadzie. * W tym czasie pazury wilczyco- smoczycy zaczęły przypominać kolor lawy, ale nikt tego nie widział i nie czuł. Szamanka i smoko-wilczyca nie zwracały na to uwagi. Tak, jakby się nic nie stało. Zaczynało być trochę jaśniej, jednak księżyc był na niebie. Była chyba 1:00, ale w tutejszej wiosce nie odliczają godzin. Mają tylko pory dnia: Słońce nisko- ranek, słońce średnio- późniejszy ranek (np. koło 9:00-10:00), słońce środek- po południe, księżyc nisko- wieczór, księżyc pośrodku - noc*
Offline
*Popatrzyła w niebo. Wiedziała, że to nie ptaki, ale wolała się nie odzywać. Znów człapała za szamanką.*
- Tak, bułki są smaczne.
*Weszła za szamanką do domu. Nie zwracała uwagi na to, co robi owa istota, zajadała smaczny chleb. Miała jeszcze trochę w torbie, ułamała więc niewielki kawałek i położyła na kamieniu, na którym znajdowały się runy. Miała nadzieję, że szamanka nie spyta się o to, skąd mam ten chleb, nie chciała się przyznawać, że go ukradła. Nie zauważyła również, że jej pazury przybrały wzór lawy. Po chwili znów były tak samo czarne, jak wcześniej. Usłyszała pytanie szamanki.*
- Różnie mnie nazywają. Nie znam swojego prawdziwego imienia. Od razu po moim urodzeniu moi rodzice mnie opuścili.
*Powiedziała. Znów zaczęła zajadać smaczną bułkę, lecz po chwili przestała.*
- Możesz mnie nazywać Xevertis lub Xev.
*Mruknęła i znów zabrała się za zjadanie bułki.*
Offline
*Szamanka spojrzała na wilczyco- smoczycę, która kładła chleb. Bardzo się tym ucieszyła, więc od razu zjadła cały kawałek. Odparła do smoko- podobnej* - Dziękuję. * Zaczęła szybko rysować runy i odłożyła kamień. Kiedy dowiedziała się, że matka porzuciła Xev zasmuciła się i spojrzała w jej oczy* - To przykre... Może dzięki runom i Smoku dowiem się, jakie imię mogłoby do ciebie pasować. * Lwica uśmiechnęła się lekko, spoglądając na Xev. Potem wzięła pionową płaską skałę, podparła pod ścianę. Potem w małych miseczkach zgniatała owoce w różnych kolorach robiąc z tego farbę. Zaczęła rysować postać przypominającą Xev. Potem pisała runami, tak, jakby robiła obliczenia. Co raz zmazywała błędnie zapisane "obliczenia". Xev nic z tego nie rozumiała. Shanla rzekła* - Kiedy słońce będzie nad nami, idziemy do Smoka. On nam pomoże. * Powiedziała szamanka rysując dalej. W tym czasie jeden z przednich zębów Xev przybrał barwę ognistą, nikt tego nie widział lecz smokopodobna czuła ból w zębie. Chwiał się, nagle wypadł. Shanla otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Potem powiedziała* - Aaa! Twój ząb... Masz klątwę! Musimy zaraz iść do Smoka! * Szamanka w pośpiechu wzięła ząb i zapakowała w woreczek ze skóry , złapała Xev za łapę i pobiegły w stronę ognistych gór*
Ostatnio edytowany przez Shantee (2014-09-13 06:07)
Offline
//Nie plz żaden kojot, ogranicz trochę ten komiks//
*W zasadzie nie obchodził ją jej ząb, przecież odrośnie. I klątwa... Jaka znowu klątwa do cholery jasnej? Klątwy przecież nie istnieją. No, przynajmniej Xev tak uważała. Wzruszyła tylko ramionami, wzięła ząb, po czym wyrzuciła go przez jedno z okien w chatce. Usiadła na koślawym, drewnianym krześle i patrzyła się na sufit. Ruszała ogonem raz w prawo, raz w lewo.*
Offline
* Shanla spojrzała na Xev, która wyrzuciła ząb przez okno. Wyjrzała przez nie, a zęba nie było. Zniknął, kiedy dotknął mokrej trawy od rosy. Szamanka gniewnie spojrzała na Xev, a potem znowu pisała runami* - Naprawdę chcesz tak żyć? Z klątwą? Nikt z wioski nie może się dowiedzieć... Ja jestem uodporniona na klątwy. Jeżeli chcesz tak żyć, a potem umrzeć za kilka miesięcy straszną śmiercią... Twoja decyzja. * Szamanka westchnęła głęboko i spojrzała pytająco na Xev. Po kilku minutach rzekła* - Jeżeli nie, to pójdziemy do Smoka. Hmm... Chyba nawet na 100% pójdziemy, bo musimy się dowiedzieć jakie masz imię i czemu matka ci go nie dała. * Lwica odłożyła kamień z runami. Podeszła do palącego się w domu ogniska i garnka z ziołami i mięsem. Wzięła miskę i nalała do niego zupę. Spojrzała na somkopodobną i spytała* - Chcesz trochę zupy? Wbrew pozorom, ona jest bardzo dobra pomimo swego wyglądu. Z twoim chlebem na pewno będzie ci smakować jeszcze lepiej. * Szamanka w tym czasie odłożyła miskę na kamienny stół z kamiennymi krzesłami, który był w kącie domku. Wyjęła z kamiennej półki kamienne, wyskrobane ze skały łyżki i poszła nad małe źródełko je umyć. Po chwili wróciła i położyła je na stół. Spojrzała na Xev pytającym wzrokiem czekając na odpowiedź na jej pytanie.*
Ostatnio edytowany przez Shantee (2014-09-13 15:16)
Offline
*Wpatrywała się na Shanle z lekko spuszczoną głową. Wzięła miskę z zupą, nie mówiąc nic. Namoczyła bułkę w zupie, po czym włożyła do pyska, przegryzła i połknęła. Shanla mówiła, że zupa jest dobra pomimo swojego wyglądu, lecz Xev wcale nie smakowała. Bleh... Otworzyła swój pysk i swym długaśnym jęzorem zaczęła pić zupę. Po chwili jednak rzuciła miskę z wywarem na ziemię, wyciągnęła bułkę i znów zaczęła jeść.*
Offline
* Szamanka zobaczyła jak smoko podobna wyrzuciła zupę na podłogę. Nic nie mówiąc, wzięła talerz i odłożyła z powrotem na półkę. Wzięła szmatkę ze skóry i posprzątała rozlany wywar. Potem wyjęła kolejną miskę i łyżkę, nalała zupę i usiadła na kamiennym krzywym krześle. Zaczęła jeść zupę i wpatrywać się dziwnie na Xev. Jeszcze nikomu nie smakowała zupa... Pomyślała lwica. Zaczęła rozmyślać nad całą sytuacją. Pewnie Xev ma inne wierzenia i innego Boga... Chyba też nie wierzy w klątwy. Straszne, bardzo straszne... biedna istota... Shanla zjadła zupę, po czym odłożyła miskę. Już nie pytała Xev, czy chce iść do smoka, bo już chyba wiedziała, że odpowiedź brzmi "nie". Westchnęła ciężko i zaczęła z nudów rysować na kamieniu. Jej rysunek był bardzo ładny. Proporcje, kolor, a nawet cieniowanie. To było nawet lepsze od Gimpa. Szamanka zastanawiała się, czy Xev spodoba się ten rysunek. Dotychczas każdemu się podobało. Lwica narysowała obrazek. Był na nim mały, bordowy czteronożny smok. Shanla poszła do drewnianej szafki i wyjęła małą butelkę z białym światłem w środku. Wylała kropelkę na smoka, a ten.... OŻYŁ! Szamanka schowała butelkę,a Xev nie wierzyła swoim własnym oczom. Mały smok wskoczył na ramię Shanly. Szamanka powiedziała* - To mój mały przyjaciel, Xerdin. Dzięki temu białemu światłu, może on ożywiać z kamienia. Co chwilę go ożywiam na jakiś czas, teraz będzie trochę na dłużej. * Szamanka spojrzała na smoka i uśmiechnęła się do niego, po czym pogłaskała go po głowie.*
Ostatnio edytowany przez Shantee (2014-09-14 08:12)
Offline
*Powoli wstała, patrząc się na smoka. Podeszła, nic nie mówiąc. Powoli wyciągnęła łapę z długaśnymi pazurami ku stworzeniu. W końcu w połowie sama była smokiem. Po chwili jednak szybko porwała łapę, widząc, że jej pazury znów przybrały wzory lawy. Patrzyła się na nie przez chwilę, po czym wybiegła na zewnątrz. Bułka wystawała z jej torby, a ona sama biegła przez wioskę na czterech łapach. Kiedy wybiegła z wioski, piorun uderzył tuż przed nią, zatrzymując ją i zmuszając do wrócenia do wioski. Xevertis znów spróbowała, jednak skończyło się tak samo. Kolejne próby też nic nie dały. Jak to...? Nie wyjdę stąd? Hybryda wybiegła i tym razem nie zważała na groźne błyskawice. Jedna z nich uderzyła ją w ogon. Xev, czując potworny ból, biegła dalej, zostawiając za sobą ognisty ślad. Kolejny piorun uderzył ją w łapę, jednak wilkopodobna nadal nie zwracała na to uwagi, chociaż to potwornie ją bolało. Wciąż biegła, na trzech jeszcze zdrowych łapach, ze łzami w oczach. Stanęła przed wejściem do tunelu pod ogromną górą. Szybko weszła i usiadła wewnątrz tunelu, opierając się o ścianę. Przytuliła do siebie swój obolały ogon. Wyjęła z torby dwa bandaże i owinęła nimi łapę oraz ogon. Wytarła łzy, po czym zamknęła oczy.*
Offline
* Kiedy Shanla zobaczyła, iż pazury wilkopodobnej przybrały kolor lawy, ta szybko pobiegła za nią. Zobaczyła suchy ślad po ogniu na ziemi. Poszła w tamtą stronę z niepokojem. Zobaczyła Xev Z obandażowanym ogonem i łapą. Szamanka rzekła* - Cóż ci się stało! Klątwa podziałała. Chodź, może znajdę coś, co złagodzi ból. * Shanla z niepokojem i smutkiem patrzyła na Xev*
Offline
Strony: 1