Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 … 39 40 41
Witam w fioletowo-różowo-niebiesko-zielono-czerwonym lesie!
Możesz znaleźć tu małe oczko wodne, dużo drzew, krzewów i kwiatów, ale uważaj - niektóre są trujące!
Offline
-Na pewno nic Ci nie jest? *Kremowa usiadła. Zerknęła na lwy.*
-Może stąd chodźmy? Zrobiło się dość... Niebezpiecznie. *Mruknęła, po czym zerknęła na kryształową.*
-Umm... Twoje rogi... Jak kryształowe smoki je odzyskują? *Wathara dawno temu czytała coś o kryształowych gadach.*
Offline
* Klacz spojrzała na wszystkich i potem powiedziała* - Niegdyś to pewnie był piękny, spokojny, cichy las, a teraz dzieje się tu wielkie zamieszanie! Po całym lesie było słychać waszą gadaninę. Nie to, że nudno tu strasznie, to jeszcze te rozmowy i dużo osób. Spadam stąd. * Kobyła wstała, elegancko machnęła ogonem i zniknęła za drzewami i krzakami.*
Offline
*Zdziwił się odejściem kobyły, ale w sumie nawet mu to odpowiadało, bo ta postać nie przypadła mu zbytnio do gustu.*
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
* Czekoladowa kotka weszła do lasu i zobaczyła wielką gromadę kreatur. Nigdy nie widziała na żywe oczy wielkiego lwa, co dopiero smoka. Schowała się za krzakiem i wcale nie było jej widać. Przysłuchała się rozmowie i dowiedziała się, że chodzi chyba o jakąś wyprawę gdzieś. Usiadła wygodnie szeleszcząc trochę liśćmi, ale było to mało słyszalne. Shan nie chciała być zauważona.
Offline
*Zdawało mu się, że coś słyszy w okolicy krzaków. Przysłuchiwał się chwilę, lecz pomyślał, że mu się zdawało. Miał już dość wszystkiego. Postanowił niezauważalnie uciec stamtąd.*
//z.t.//
Ostatnio edytowany przez FireLion (2014-11-11 16:05)
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
Cytrynowa nagle popatrzyła się w dal. Jej źrenice gwałtownie się zmniejszyły.
-Wzywają mnie...- Mruknęła, po czym rozłożyła skrzydła. Zerknęła jeszcze tylko na kryształową gadzinę - czuła, że jeszcze się spotkają - po czym majestatycznie wzbiła się w powietrze i odleciała. Po kilku sekundach jej sylwetka zniknęła wśród koron drzew.
//zt//
Offline
Ze względu na ponowne zainteresowanie tematem, ale nieobecność części dotychczas piszących następuje RESET TEMATU.
Offline
Wathara, zmęczona dotychczasowym życiem i wszystkimi tymi dziwnymi przygodami stwierdziła, że odwiedzi starych znajomych. Niedługo po tym wielka sylwetka gadziny pojawiła się na horyzoncie. Bestia machnęła kilka razy skrzydłami, po czym zgrabnie wylądowała na polance w środku lasu. Rozejrzała się, szukając jakichś znajomych kształtów, punktów orientacyjnych, czy wreszcie znajomych osób.
Nie widziała nikogo, ale napływu wspomnień nie uniknęła.
Pamiętała wszystko, co się tu wydarzyło. Było to jedno ze starszych wspomnień, tych przyjemniejszych, nie wypełnionych bólem. Tęskniła za tymi czasami. Cytrynowa westchnęła cicho, po czym wolnym krokiem zaczęła iść przez las, rozpychając drzewa na boki i zamiatając krzaki ogonem. Zastanawiała się, czy nadal są tu chore jednorożce.
Offline
Żółta wylądowała w dziwnym, kolorowym lesie. Złożyła skrzydła i obróciła się kilka razy, patrząc na fioletowe drzewa. Dziwne miejsce. Zmrużyła oczy i ruszyła naprzód, machając końcówką ogona. Rozglądała się dookoła, szukając czegoś... ciekawego. Przystanęła na chwili i popatrzyła przed siebie. Czy w ogóle żyły tutaj jakiekolwiek istoty? Mruknęła cicho pod nosem i znów zaczęła iść.
Ponownie zatrzymała się, widząc ogromną, cytrynową smoczycę. Nie przewidziała, że Wathara tutaj będzie. Schyliła się, dosłownie przyklejając się do ziemi i patrząc na smoczycę. Przez chwilę leżała, szybko jednak podniosła się i podeszła do niej, siadając pod drzewem i opierając się o jego pień. Prychnęła cicho i uśmiechnęła się pod nosem, nie odwracając wzroku od cytrynowej.
- Gdzie zgubiłaś swojego synka?
Offline
Do lasu wleciała śmiesznie wyglądająca fioletowo-biała wilczyca. Migracja do nowego miejsca nigdy nie była dla niej niczym wyjątkowym. Wiele razy już była zmuszona szukać nowych miejsc, w których miała szansę na znalezienie jakiegokolwiek pożywienia.
Postanowiła się rozejrzeć. Mimo wszystkich dziwactw jakie dostrzegła w tym lesie, zdołała też wyczuć w nim coś znajomego. Las co prawda był dziwny i niezrozumiały, ale czy wielce się od niej różnił? Po chwili usłyszała oddechy dwóch stworzeń. Prawdopodobnie, silniejszych od niej. Postanowiła się nie zbliżać.
Offline
Myślała, że tu kłopoty jej nie znajdą. Myliła się. Idąc przez las najpierw usłyszała, a potem zobaczyła istotę, która należała do tych niszczących jej życie.
Omega.
-To nie twoja sprawa.- Warknęła, unosząc gwałtownie płetwy. Miała dość żółtej smoczycy, nawet jeśli ta miała w sobie część jej genów. Omega była kimś w rodzaju kuzynki dla Aarona, ale Wathara jej nienawidziła. Pomińmy to, że żółta była wychowywana przez Defendaris, smoczyca zabiła Corvira. Tego płetwiasta nie potrafiła jej wybaczyć.
A gdzie był Aaron? No cóż, ostatnim razem gdy Wathara go widziała, siedział razem z Caligo i jej wredną siostrzyczką. Miała tylko nadzieję że jak wróci nie zastanie pobojowiska.
-Dlaczego tu jesteś?- Powiedziała, jej końcówka ogona poruszała się delikatnie na boki.
Offline
Wilczyca cofnęła się jeszcze bardziej. Co prawda sytuacja robiła się niebezpieczna, lecz nie na tyle, aby całkowicie się wycofać. Wskoczyła więc na drzewo, usiadła na grubej gałęzi i rozpoczęła obserwację zaistniałego zjawiska.
Offline
Smoczyca patrzyła na fioletowe liście spadające z drzewa, pod którym siedziała, co jakiś czas zerkając na cytrynową. Zmrużyła oczy, słysząc jej odpowiedź. Hah, czyli jednak dalej pamięta to, co zrobiła i wciąż jej nienawidzi. Na pewno nie wie, gdzie jest Aaron. Zostawiła go gdzieś, pewnie nie chciała się nim opiekować, tak samo jak Omegą.
- Nie nadajesz się na matkę. Mną też się nie potrafiłaś zająć. - prychnęła.
Machnęła ogonem, na chwilę odwracając wzrok od Wathary i patrząc na jakieś drzewko po drugiej stronie polany. Zerknęła na nią kątem oka.
- Nie twoja sprawa. - uśmiechnęła się pod nosem.
Offline
Wathara odwróciła od niej łeb.
-Nie chciałam się tobą zajmować. Zresztą, ktoś inny się tobą zajął.- Wycedziła przez zęby z pogardą. Omega nie była jej córką, zajmowali się nią inni... DK. Smoczyca prychnęła.
-Myślę, że nie obchodzi mnie twoje zdanie. Nawet, jeśli się nie nadaję, to muszę nią być. Wiesz, normalnie byłoby inaczej. Nie ja bym go wychowywała, ale...- Tutaj urwała i pokręciła głową. Omega powinna się domyślić, co Wath miała na myśli. Corvir był dobrym ojcem i po prostu by się na niego nadawał, cytrynowa zaś w ogóle nie radziła sobie z dziećmi. Kochała syna, ale nie wiedziała, jak się nim dobrze zająć. Bardzo chciała, żeby szary żył i mógł jej pomóc.
Offline
Shaia poczuła na sobie wzrok smoczycy, ale wolała go zignorować. Z pozycji siedzącej przeszła w leżąca i obserwowała dalej.
Offline
Prychnęła tylko, uderzając ogonem o ziemię. Może to nie cytrynowa ją wychowała, ale nie próbowała jej znaleźć, kiedy zniknęła jak była mała. Zmrużyła oczy, znów odwracając łeb w stronę Wathary. Ha, bo niby Corvir by za nią wszystko załatwił. Uśmiechnęła się pod nosem, lecz wyszczerz szybko zniknął z jej pyska.
- On potrzebuje matki. Ja tak samo. Z taką różnicą, że moja prawdziwa mnie nienawidzi. - mruknęła, znów odwracając wzrok. - Jeśli go kochasz, nie zostawiłabyś go samego i starała się być najlepszą matką, jaką możesz.
Machnęła ogonem i owinęła się nim, wlepiając wzrok w ziemię. Nigdy nie miała prawdziwej matki. Wath i Solera ją nienawidziły, a Defendaris... rzadko się z nią widywała, kryształowa miała inne sprawy na głowie. Prawdziwego ojca też nie miała. Kątem oka dostrzegła biało-fioletowego wilka i warknęła. Niech lepiej nie przeszkadza.
Ostatnio edytowany przez Carissime (2015-10-03 20:08)
Offline
Wathara wykrzywiła się lekko.
-Po co mi to mówisz? Chcesz udręczyć mnie jeszcze bardziej? Nie wystarczy ci to, co już mi zrobiłaś?- Powiedziała, po czym po prostu poszła dalej, nie czekając na odpowiedź żółtej. Miała dość, przybyła tu po to, żeby zapomnieć, a świat uwziął się i ciągle jej przypominał o tym, co się wtedy stało. Gadzina dość szybkim krokiem udała się w głąb lasu, nie chciała widzieć Omegi, ani jej słyszeć. Chciała, żeby las i jego spokój oraz cisza wciągnęły ją do siebie. Chciała... Chciała zniknąć.
Naprawdę, nienawidziła tamtych wspomnień.
Nie zatrzymywała się, ciągle szła naprzód, starając się wygonić napływające myśli z głowy. Skupiła się na pierwszej lepszej rzeczy, czyli na patrzeniu na dróżkę przed nią.
Offline
Odprowadziła cytrynową wzrokiem, poruszając końcówką ogona. Nie żałowała tego, że zabiła Corvira. To była wina tylko i wyłącznie Wathary. Omega nie wiedziała, dlaczego akurat to miałoby być przez cytrynową, ale skoro smoczyca jej nienawidziła, żółta tak samo. Tylko szukała momentu, żeby móc ją irytować.
Kiedy cytrynowa zniknęła między drzewami, Omega podniosła się i powoli ruszyła za nią. Starała się zachowywać najciszej, jak mogła i chowała się za drzewami, kiedy dostrzegła Watharę. Chciała popatrzeć na jej cierpienie. Wiedziała, że dzięki niej cytrynowa przypomniała sobie wszystko, co działo się kiedyś.
Offline
Wathara szła, naprawdę długo szła. Gdy w końcu się zatrzymała, po prostu rozejrzała się.
-Wyjdź, i tak cię czuję.- Powiedziała odartym z uczuć głosem. Gadzina machnęła ogonem, potem zmierzyła najbliższe otoczenie lodowatym spojrzeniem.
-Widzę, że patrzenie na ból innych sprawia ci ogromną przyjemność... A jak byś się poczuła, gdyby ktoś...- Tutaj odwróciła się tyłem do Omegi, ciągle spoglądając na drzewa. Zapadła cisza.
-...Skrzywdził ciebie?- Jej spokojny głos bez emocji przeciął powietrze niczym ostrza. W tym momencie gadzina błyskawicznie odwróciła się, i tratując kilka innych drzewek, skoczyła prosto na Omegę, przygniotła ją do ziemi. Patrzyła na nią ze... Znudzeniem? Brakiem jakichkolwiek emocji? Rezygnacją? Z jej oczu nie dało się wyczytać praktycznie nic. Pustka.
Cytrynowa wbiła szpony w jej ramiona. Gadzina zmrużyła lekko oczy. Uniosła tylną łapę i po prostu kopnęła żółtą w brzuch, przy okazji zostawiając krwawe ślady po pazurach.
Ostatnio edytowany przez Wathara (2015-10-04 19:18)
Offline
Machnęła ogonem i oparła się o drzewo, kiedy usłyszała jej słowa. Dobrze wiedziała, że cytrynowa ją czuła. Zmrużyła oczy, patrząc na odwróconą smoczycę. Nie próbowała nawet uciekać, kiedy ta na nią skoczyła i przygniotła ją do ziemi. Mimo, iż czuła ból, uśmiechnęła się krzywo do cytrynowej.
Skuliła się i syknęła cicho, kiedy smoczyca kopnęła ją w brzuch. Przez chwilę tak leżała, warcząc cicho pod nosem. Złapała za przednie łapy Wathary, ściągając je ze swoich ramion a nogami kopnęła ją w brzuch, odpychając ją i tym samym się uwalniając. Odsunęła się kawałek i położyła łapę na ranie. Prychnęła cicho, patrząc na cytrynową spode łba i uśmiechając się pod nosem.
- Nie musisz się trudzić. - wyszczerzyła się i podniosła, siadając i wlepiając wzrok w ziemię. - Wiele razy mnie skrzywdzili. Gorzej niż teraz. - prychnęła.
//um um gdyby ktoś nie wiedział jak wygląda Omega; http://img11.deviantart.net/d25b/i/2015 … 8whxis.png
ee dorosła i chodzi na dwóch łapach
Ostatnio edytowany przez Carissime (2015-10-05 17:41)
Offline
Wathara lekko zatoczyła się, gdy tamta kopnęła ją w brzuch.
-Chętnie skrzywdzę cię jeszcze raz.- Powiedziała, po czym do niej podeszła, podniosła ją za szyję i przycisnęła do jakiegoś wielkiego głazu stojącego sobie niedaleko. Jej ostre szpony zbliżyły się niebezpiecznie do szyi Omegi, a sama Wath spojrzała jej prosto w oczy. W jej ślepiach nie było praktycznie nic poza nienawiścią. Cytrynowa miała zamiar ją zabić, a jeśli nie zabić, to okaleczyć.
Offline
Wilczyca poczuła, że robi się coraz bardziej niebezpiecznie, więc zaprzestała swoje obserwacje. Po cichu zeszła z drzewa. Jej uwagę zwrócił mały strumyczek płynący przez las. Podeszła do niego. Po cichu, aby przypadkiem nie dostać w brzuch.
Offline
Podniosła głowę, a kiedy zobaczyła zbliżającą się do niej Wath, jej źrenice pomniejszyły się. Nim smoczyca zdążyła jakkolwiek zareagować, cytrynowa podniosła ją za szyję. Warknęła cicho, kiedy została przyciśnięta do głazu. Patrzyła na smoczycę w połowie zamkniętymi oczami. Złapała przednimi łapami za łapę Wathary, którą przycisnęła Omegę do głazu.
- Bawi cię to? - otworzyła szerzej jedno oko, jednocześnie zamykając drugie, kiedy poczuła, jak szpony cytrynowej wbijają jej się w szyję. - Bawi cię krzywdzenie kogoś mniejszego, młodszego i słabszego od ciebie? - wysyczała.
Offline
Wathara uśmiechnęła się krzywo.
-Owszem, bawi. I to bardzo.- Przechyliła jej łeb. Zbliżyła szpony do jej oka (po tej stronie, na której Wath nie miała blizn), po czym najpierw powolnym ruchem zrobiła jej jedną szramę na oku, a potem drugą, krótszą. Wyszczerzyła się.
-Idealnie.- Wycharczała. Nie, nie myślała nad konsekwencjami swych czynów ani nad tym, czy nie okaleczyła smoczycy. Szaleństwo znów nad nią zapanowało. Potem Wath z całej siły uderzyła ją w brzuch, po czym upuściła na ziemię. Stanęła na czterech łapach, cofnęła się o kilka kroków, nadal z szaleńczym uśmiechem na pysku.
Offline
Wbiła szpony w łapę smoczycy, przejeżdżając nimi po niej i robiąc kilka czerwonych kresek. Zaczęła też machać nogami, próbując kopnąć cytrynową i jakoś się uwolnić. Zastygła w bezruchu, kiedy poczuła dotyk pod okiem, a później pieczenie. Syknęła cicho. Tylko tyle? Zmrużyła oko, pod którym miała ranę, patrząc na smoczycę. Wyszczerzyła się do niej. Zrobienie kilku małych ran nic jej nie da.
A później znowu dostała w brzuch. Jak tamtym razem, skuliła się i jęknęła. Tym razem zabolało o wiele bardziej. Syknęła ponownie, kiedy uderzyła o ziemię. Przewróciła się powoli na drugi bok, cały czas trzymając się za brzuch. Przez chwilę tak leżała, cicho się śmiejąc pod nosem. Tylko tyle? Spojrzała na nią spode łba, podnosząc się. Oparła się przednimi łapami i chrząknęła.
- Wiedziałam, że mnie nie zabijesz. Nie potrafisz. - wysyczała, podnosząc łeb. - Gdybyś chciała wiedzieć... Nie zabiłam ciebie. Jeśli chcesz się zemścić, powinnaś zabić kogoś, kogo kocham. A raczej nie zabijesz swojego syna, prawda? - uśmiechnęła się, mówiąc ostatnie zdanie.
Offline
Wilczyca nachyliła się i skosztowała wody ze strumyka. Mimo wypicia dużej ilości cieczy, dalej czuła się spragniona. Woda niestety do najsmaczniejszych nie należała, zakładając, że nie powinna ona mieć w ogóle żadnego smaku.
- Ale ta woda ma dziwny posmak. Mruknęła do siebie wykrzywiając pyszczek. Już wolałaby pić kwas chlebowy.
Wytarła pysk. Po chwili znowu zaczęła się nudzić. Zastanawiała się czy aby nie warto wrócić i poobserwować nieco śmiesznie wyglądająca walkę. Nie specjalnie przejęły ją ostrzeżenia, które poleciały w jej kierunku. Potrzebowała rozrywki.
Rozejrzała się. Jej uwagę zwrócił lew, który wyraźnie robił to, do czego ona miała zamiar powrócić. Widząc.że ktoś już obserwuję walkę, poczuła się o wiele bezpieczniej. Postanowiła podlecieć do lwa i dotrzymać mu towarzystwa.
- Ale komedia. Masz może popcorn? Zapytała się lwa.
Offline
Wathara tylko prychnęła. Gadzina podeszła do Omegi, kopnęła ją kilka razy swymi pazurzastymi łapami, po czym spojrzała jej prosto w oczy.
-Ciesz się, że resztki mojej normalności powstrzymują mnie przed zabiciem cię. Inaczej już dawno byś nie żyła, nędzny robalu.- Wywarczała, po czym odwróciła się, jeszcze raz ją kopnęła - tym razem w głowę - a potem oddaliła się, przewracając jakieś młode drzewka. Gadzina spojrzała jeszcze kątem oka na dwa zwierzęta przyglądające się temu wszystkiemu i uśmiechnęła się upiornie.
"Patrzcie na moje dzieło, będziecie następni, jeśli wejdziecie mi w drogę." mówiło jej szalone spojrzenie.
Potem gadzina rozłożyła skrzydła, z jej gardła wydobył się gardłowy pomruk. Wzbiła się w powietrze.
//zt//
Ostatnio edytowany przez Wathara (2015-10-29 10:02)
Offline
//Jestem za ponownym otworzeniem tematu. Co wy na to?//
Offline
Strony: Poprzednia 1 … 39 40 41