Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Opowiadanie dedykuję wszystkim tym, którzy zaczynają opko, publikują pięć linijek i zaprzestają kontynuacji. Wszystkim tym, którzy strzelają ortografa w co drugim słowie. Wszystkim tym, co nie słyszeli o takim wynalazku jak klawisz SHIFT. Wszystkim którym krytykowałem opowiadania, a oni w myślach stwierdzili, że skoro nic nie napisałem to nie powinienem się wypowiadać.
Więc tak: Proszę o konstruktywną krytykę i wytknięcie błędów. Jeżeli coś pokopałem w chronologii też mi zwróćcie uwagę. Jeżeli ktoś chce to zilustrować to nie zabronię. Jeszcze w ramach wprowadzenia: Akcja opiera się na wydarzeniach ze strony Lwiej Przygody, więc trochę się różni sytuacja od panującej w tutejszym stadzie. Osyłam do drzewek genealogicznych wszyscy: wszyscy i władcy. I aby już nie przedłużać zakończę ten długi wstęp
Zapraszamy na opowiadanie: *w tle muzyczka która leci gdy na VHSach było: Zapraszamy na film xD*
Tragedia na Lwiej Ziemi Autor: Ibilis
Gwiazdy. Pięknie się mienią nocą na bezchmurnym niebie nad Lwią Ziemią. Z nich patrzą na nas wszyscy władcy przeszłości. I ci lepsi, i ci gorsi. Jeśli wygląd każdej z gwiazd odzwierciedlałby panowanie każdego z królów, wówczas całe niebo byłoby szkarłatne, niczym bezsensownie przelana krew. Zaledwie pojedyncze punkty byłyby białe. Taką cenę zapłaciła Lwia Ziemia za swe niezmienne, absurdalne i okrutne prawa. Każdy władca miał wybór: albo był okrutnym mordercą, albo szybko go ktoś obalał pod pretekstem ochrony odwiecznych praw.
Na Lwiej Ziemi od dwóch pokoleń panował względny spokój – żadnych walk o władzę, żadnych afer małżeńskich w rodzinie królewskiej. Król Waaminfu i królowa Uzuri, sprawiedliwi władcy (co nie jest łatwe przy panującym systemie prawnym) panowali już od wielu księżyców //Księżyc – dawna nazwa miesiąca, pochodzi stąd, że miesiąc trwa przybliżeniu tyle ile kompletny cykl faz księżyca (od pełni do pełni).//. Doczekali się dwójki dzieci, syna Ibilisa który miał w przyszłości objąć tron i jego siostry Swali. Wszyscy Lwioziemcy żyli w dostatku gdyż nawet pora sucha nie doprowadzała do wielkiego głodu, dzięki świetnie zorganizowanym polowaniom z udziałem rodziny królewskiej. Mijały dni i tygodnie, dla wszystkich pokój i dobrobyt wydawały się czymś oczywistym i wiecznym. Jednak nie wszędzie. Na zamieszkanych przez Wygnańców pustkowiach przez cały rok panowały głód i nędza. Pięć pokoleń temu wyrzucił ich król Chezea, gdy walczył o niepodzielną władzę nad Lwią Ziemią ze swym dość licznym rodzeństwem. Jednak czas wcale nie leczy ran, a nawet je zaognia. Żywią oni do dawnych rodaków wielką urazę. Czują się pokrzywdzeni przez nieuczciwych i zadufanych w sobie Lwioziemców. Świat nie jest jednak czarno-biały i obie strony konfliktu nie mają pełni racji. Niektórzy Wygnańcy to słusznie ukarani zbrodniarze, ale z drugiej strony spora część z nich to jedynie potomkowie konkurentów do tronu. Tak samo Lwioziemcy, uważani za nadętych, cynicznych i słabych. Niektórzy tacy są, lecz i nie wszyscy.
Był późny wieczór, wiał przyjemny chłodny wiatr. Książę Ibilis – następca tronu - niezwykle się cieszył, gdyż następnego dnia będzie mógł pójść na granicę, spotkać Wygnańców i osobiście się przekonać jacy są. Król obiecał mu nawet, że jeśli nie będą stanowić zagrożenia, wówczas zezwoli zaprowadzić jednego na Lwią Ziemię //Jest to niezgodne z prawem obowiązującym na Lwiej Ziemi (zarówno spotkanie jak i sprowadzanie ich na Lwią Ziemię).
// jednego z nich. Młodego lwa to niezwykle cieszyło, gdyż był przekonany, że po tak długim czasie potomkowie pierwszych Wygnańców nie są już źli i że będą chcieli wrócić na Lwią Skałę. Następnego dnia, gdy tylko świtało ruszył samotnie w stronę granicy (którą zwykł omijać). Już zbliżając się do niej zauważył wyraźną zmianę krajobrazu – zielona trawa ustąpiła miejsca wyschniętej, krzaki były coraz mniej bujne, zaś drzewa niemal zanikły. Zmartwiło go to, lecz nie zamierzał zmieniać swojej decyzji. Gdy już opuścił tereny swego państwa zatrzymał się. Pod łapami czuł jedynie wyschnięty popękany grunt i tylko co kilka metrów widział kępki wyschniętej na wiór trawy. Zapytał sam siebie:
-W jaki sposób są tu w stanie przeżyć roślinożercy w ilości wystarczającej, by stado lwów miało co jeść?
-W żaden… – usłyszał odpowiedź gdzieś zza pleców i natychmiast się odwrócił i zobaczył wychudzonego, teoretycznie złocistego, acz od brudu szarego lwa z mocno zniszczoną teoretycznie brązową, acz również szarą od kurzu grzywą oraz dwie jeszcze chudsze lwice, których futro były w stanie dalekim od zadbanego.
-Ja jestem…
-Wiemy kim jesteś. A teraz powiedz czego tu szukasz Lwioziemski słabeuszu! – zaczęli go okrążać.
-Szukam Wygnańców – odparł zgodnie z prawdą.
-A po co? Żeby się pewnie popisać tym, że macie naszą ziemię, naszą zwierzynę i naszą wodę? – zapytała lwica o czarnym futrze wyraźnie akcentując słowo nasza.
-Słyszałem o Was wiele historii i chciałem się dowiedzieć, czy są prawdą – zignorował drugą część pytania.
-A jakież to słyszałeś o nas historie? Że pożeramy lwiątka, gdy jest głód? Że się wzajemnie zabijamy dla rozrywki? Czy może że brutalnie zabijamy i następnie bezcześcimy zwłoki następców tronu? – ostatnie pytanie lwicy zadane było z wyjątkową jadowitością.
-Słyszałem, że skoro jesteście jedynie potomkami osób wygnanych, to nie jesteście sami z siebie nic winni i nie zasługujecie na taki los – odpowiadał ignorując uwagi lwicy.
-No co ty nie powiesz, też mi nowin…
-Daj spokój Shav, on chyba naprawdę tak uważa – druga dotychczas milcząca lwica o brązowej sierści przerwała pierwszej.
-Jestem tego zdania i przybyłem się przekonać, czy mam rację.
-Widzisz! Niepotrzebnie go traktujesz jakby przyszedł się zabawić naszym kosztem.
-Nadal mam go za nadętego słabeusza i nie zmienię zdania, idę się zająć Korą – oznajmiła Shav i ruszyła w stronę największego pustkowia.
-Wybacz mojej siostrze, ma do Was sporą urazę…
-A co konkretnie się jej stało z naszej przyczyny?
-Nie wiem dokładnie, nienawidzi o tym mówić… - powiedziała lwica.
-To bardzo przykre… Wy mnie znacie, ale ja Was nie. Jak się nazywacie?
-Ja jestem Mika, moja siostra to Shavire choć wszyscy nazywają ją Shav, a nasz przyjaciel – wskazała lwa – to Nduli.
-Może lepiej chodźmy na teren Lwiej Ziemi, tam przy wodopoju łatwiej będzie rozmawiać – zaproponował Ibilis któremu powoli robiło się gorąco.
-Dobrze, ale mamy nadzieję, że to nie jest żadna pułapka…
-Macie moje słowo. To jak, idziemy?
-Jak myślisz Nduli? – spytała lwica w głosie której można było usłyszeć odrobinę radości.
-Chętnie, zawsze chciałem zobaczyć Lwią Ziemię – odezwał się lew, który w sumie cały czas milczał.
Ruszyli ku Lwiej Ziemi, a konkretniej ku wodopojowi. Całą drogę milczeli, gdyż Ibowi zbyt się chciało pić, by gadać, a Nduli nie był (jak już można było zauważyć) zbyt rozmowny. Po mniej więcej godzinie dotarli na miejsce. Następca tronu z ochotą zaczął pić chłodną, krystaliczną wodę, Nduli położył się w cieniu, zaś lwica wskoczyła do wody. Ib dalej pił wodę, zaś gdy lwica do niego podpłynęła, zrobiło mu się goręcej (choć przy wodopoju było w miarę chłodno), gdy zobaczył jak ona ładnie wyglądała, gdy z jej futra spłukał się pustynny kurz.
-Wy Lwioziemcy jesteście strasznie delikatni – powiedziała rozbawiona – chwila na upale, a pijesz tyle, jakbyś od wieków nie miał wody w ustach.
-Może, ale kto teraz pływa?
-Ostatni raz miałam okazję zanurzyć się w wodzie jak byłam jeszcze lwiątkiem, to się nie dziw.
-Ej! Nduli nie masz ochoty się napić?
-Nie, dzięki. Odrobina cienia mi starczy – odparł lew.
-Jak tam sobie… – przerwał wciągnięty do wody przez lwicę.
-Skoro Ci tak gorąco, to się cały zamocz! – śmiała się rozbawiona.
Po chwili Ib wypłynął na powierzchnię i też się roześmiał. Dłuższą chwilę jeszcze się bawili w wodopoju, następnie wspólnie upolowali antylopę i razem zjedli. Tak duża porcja była na pewno miłą odmianą dla głodujących Wygnańców. Na koniec książę odprowadził ich na granicę i pożegnał. Był zadziwiony jak podobni do jego rodaków są Wygnańcy.
Upłynął długi czas podczas którego Ibilis regularnie się spotykał z Wygnańcami – z enigmatycznym Nduli i Miką. Za Shavire nie przepadał (z wzajemnością). Książę zorientował się, że coraz bardziej ich lubi, zwłaszcza Mikę z którą utworzył jakąś szczególną więź… W końcu po wielu spotkaniach okazało się, że się w niej zakochał z wzajemnością (te wszystkie romantyczne bzdety Wam daruję, bo to łatwo sobie wyobrazić, a trochę średnio mi się chce opisywać). Udało mu się nawet uzyskać u rodziców zgodę na ślub, co w wypadku Wygnańców jest już naprawdę sporym łamaniem przepisów, zwłaszcza, że jeśli Lwioziemiec żeni się z lwicą spoza stada, wówczas ona z automatu staje się członkiem tego społeczeństwa.
Ibilis i Mika wzięli ślub i niewiele później panna młoda zaszła w ciążę ku ogólnej radości Stada i żyli długo i szczęśliwie… no może tylko przez sto dni. Wówczas doszło do tragedii. W nocy Iba obudziły hałasy. Wstał i poszedł zobaczyć co się stało. Nie przeszedł paru kroków, gdy zobaczył zmasakrowane zwłoki. Była to jego matka. Ib się zagotował, przyśpieszył aż do pełnego biegu. Zobaczył z oddali walczące lwy. Biegł coraz szybciej. Zanim przebiegł połowę drogi jeden z lwów upadł, a dwa pozostałe uciekły. Nadbiegł i zobaczył swojego ojca – martwego. Ruszył więc biegiem za bliższym z uciekinierów. Dogonił go i zaatakował z wściekłością. Dłuższą chwilę walczyli. Ib //Powstrzymam się od dania imiesłowu opisującego w jakim nastroju był Ib, gdyż nie wypada… dość powiedzieć, że zadowolony to nie był.// atakował go na oślep i wkrótce powalił. Wówczas zorientował się, że to był Nduli.
-Czego mnie atakujesz szalony Lwioziemcu!? – zapytał poirytowany, bez śladu bólu w głosie, jakby był w jakimś znieczulającym obłędzie.
-Ty śmieciu Powiedzmy że padło tu właśnie to słowo, a nie inne… powiedzmy… ! Zabiłeś mojego ojca!
-Ja?! Oszalałeś? Przechodziłem tu przypadkiem – mówił, choć w jego oczach było widać, że kłamie.
-Tak, jasne… to czemu Twoje oczy mówią co innego!? – Ibilis nie wytrzymał i przegryzł mu gardło. Nduli umierał krótką chwilę, zaś książę wrócił do zwłok swego ojca… niestety za pierwszym razem się nie mylił, Waaminfu był martwy. Pobiegł więc do zwłok swojej matki, niestety… mimo jego nadziei też nie żyła. Ib sobie przypomniał o swojej siostrze. Pobiegł ku grocie lwic i spotkał ją w połowie drogi.
-Co się stało?
-Naszych rodziców zamordowali Wygnańcy – powiedział i się rozpłakał.
Swala zemdlała. Ibilis dłuższą chwilę ją cucił. Następnie zaprowadził ją do innych, także zaniepokojonych lwic (które śpią w osobnej niż para królewska grocie) i kazał jej tam zostać. Dopiero się zorientował. Wśród nich nie było Miki. Czyżby mimo okazanej miłości zdradziła? Czyżby to ona była drugim ze skrytobójców? Książę nie mógł w to uwierzyć, przecież była w zaawansowanej ciąży. Ale to jeszcze bardziej go przeraziło. Była niemal bezbronna. Nie pobiegł jednak daleko, gdyż zobaczył jej zmasakrowane zwłoki pod drzewem. Widocznym było, że uciekała, a następnie się próbowała bronić przed liczniejszym wrogiem. Ibowi zrobiło się słabo… Nie obronił jej, choć powinien. Co więcej, to przez niego zginęła, a on ją tu sprowadził. Ją i Nduli. Przez niego zginęli jego rodzice, przez niego zginęła jego żona, przez niego zginęło jego nienarodzone dziecko, bądź też dzieci. Dopiero wtedy sobie to wszystko uświadomił. Ledwo się utrzymał na nogach. Poczuł się potwornie, rozpłakał się i długo nie mógł przestać płakać. I tak by już nie dogonił drugiego mordercy, bądź też morderczyni. Nawet nie wiedział kto to był, ani czemu to zrobił…
Następnego dnia po ogłoszeniu żałoby i pochowaniu ofiar lwice oznajmiły Ibowi, że ma wybrać termin swojej koronacji. Tego jednak nie chciał zrobić. Czuł się winny. Jeżeli jeszcze nie zaczął rządzić, a już sprowadził na swoich najbliższych takie nieszczęście, to znaczyło, że jako władca byłby jeszcze gorszy. Zrezygnował więc ze swojego pierwszeństwa we władzy na rzecz swojej siostry, którą wkrótce po zakończeniu żałoby koronowano na królową. Była ona łagodną władczynią. Nie była do władania szkolona, więc sporo Ib jej w rządzeniu pomagał (choć tego nienawidził). Idąc po terenach granicznych często słyszał prześmiewki Wygnańców i ich śmiech. Uznał więc, że drugi z morderców był jednym z nich. Od tamtych wydarzeń książę mocno się zmienił. Znienawidził Wygnańców, znienawidził siebie, znienawidził życie… Jedynym powodem jego egzystencji był jego cel – chronić Stado przed Wygnańcami. Całymi dniami krążył po granicy i nie dopuszczał do jakichkolwiek kontaktów. Tak więc wśród Wygnańców zapanował jeszcze większy głód (gdyż dotychczas starali się polować na terenach granicznych), zaś lwiątka bały się zbliżać do granicy. Ib nie tylko je mocno nastraszył, lecz również ostro karał gdy próbowały łamać jego zakazy. Na przykład młody lew Mvuto przez dwa dni musiał spać na samym szczycie lwiej skały. Ibowi było już wszystko jedno za jakiego będzie uważany. Liczyło się tylko dla niego, by bezwzględnie przestrzegać obowiązujących praw i by codziennie być choć chwilę w pobliżu grobów swych bliskich. Z obu swych postanowień się świetnie wywiązywał. Codziennie, ba kilka razy dziennie odwiedzał te groby, zaś próba złamania choćby najbłahszego przepisu w jego obecności nie należała do mądrych decyzji.
Znowu minęło wiele dni. Wygnańcy znienawidzili Iba, Lwioziemcy także za nim nie przepadali, zaś nomadzi bali się w ogóle zbliżyć do granicy Lwiej Ziemi. Książę przechadzał się przez znajdującą się na granicy opuszczoną wioskę ludzi. Po drodze wykłócał się z jedną bardzo młodą lwicą (a raczej jeszcze wyrośnięte lwiątkiem) należącą do Wygnańców. Nazywała się Hale. Po kłótni się rozeszli, zaś książę spotkał jedno z lwiątek – Kam //Jedynymi osobami z którymi Ib w ogóle lubił rozmawiać były lwiątka (o ile nie łamały prawa, wówczas karał je mocniej niż powinien)//. Owo lwiątko bawiło się tam pod jego okiem, jednak w trakcie zabawy nie zauważyła ona kilku hien. Ib zagroził im, lecz one nie chciały go słuchać i ruszyły do ataku. Lew chciał ją obronić, lecz był dość daleko. Wówczas przyglądająca im się z dachu Hale, ruszyła Kam na pomoc i zabiła hienę stanowiącą dla młodej lwicy bezpośrednie zagrożenie. Ib jako dorosły lew przejął na siebie dług honorowy Kam i chcąc nie chcąc, musiał spełnić jedno życzenie owej lwicy. Nie miała ona jednak żadnego. Dopiero wiele dni później mu je podała – zapragnęła dołączyć do Stada. Prawo w takiej sytuacji na to zezwalało. Nie mógł jej odmówić i wkrótce została ona jednym z Lwioziemców. Ib jednak jej nie ufał. Podążał za nią krok w krok. W między czasie Swala zakochała się w jednym z Wygnańców – Nitrolu. Książę o niczym jednak nie wiedział, był bardziej zajęty pilnowaniem Hale. Jednak w końcu to odkrył, przez zupełny przypadek. Poczuł się zdradzony przez ostatnią bliską mu osobę… Z bólem ją wygnał, choć przewidziana była za to nawet kara śmierci. Ibilis nie był jednak długo sam. Podczas jednej z rozmów z Hale ustalił, że była sierotą i co więcej, na niebie układała jej się ta sama lwica co jemu – jej matka, a jego żona.
Znowu upłynął dłuższy czas. Książę, a raczej król Ibilis (ktoś przecież po Swali koronę musiał przejąć) dbał o swoją córkę znacznie bardziej niż o siebie. Kilka razy uciekła ona spod jego nadzoru co zaowocowało u niego zawałami serca. Niegroźnymi, ale… to już nie był młody, zdrowy lew jakim był dawniej. Szybko się męczył, zaś nerwy których się najadł wyniszczyły mu organizm. Jednak starał się on być wzorem dla swej córki i przygotować ją do jej przyszłej roli – rządzenia jako królowa.
Jednak w między czasie Swala, która założyła trzecie stado – Wyzwoleńców zapragnęła odzyskania władzy. Zaczęła zaogniać konflikt między Lwioziemcami i Wygnańcami. Dochodziło już do drobnych starć na granicy, gdy Ib nakazał wszystkim wycofać się do Lwiej Skały, gdyż razem byli dużo silniejsi. Jednak w pewnym momencie zobaczył z góry zbliżających się Wygnańców. Nakazał Hale zostać w grocie, wszystkich wysłał do walki, zaś sam stanął na szczycie Skały. Stał doskonale widoczny, taki był zresztą jego zamiar. Wyczuł podstęp w tym ataku i się nie pomylił. Z daleka zobaczyła go Swala i ruszyła na sam szczyt (omijając w ten sposób bezpieczną, acz znudzoną Hale). Zaatakowała ona Iba, który nie chciał jej zrobić krzywdy, cofał się cały czas, aż w końcu spadł z Lwiej Skały. Jego ostatnie słowa brzmiały: Oszczędź moją córkę!! Wówczas jedna z lwic – Satra – wyczekująca podczas walki tej chwili zepchnęła Swalę. Ona także zginęła. Satra mogła ocalić królowi życie, lecz tego nie zrobiła. Ogłosiła się królową. Ib jako duch ją nawiedzał, zaś Hale starał się udzielać rad aż odzyskała tron. Jednak to już koniec wątku Iba. Zmarł, co zakończyło jego cierpienia… przynajmniej te fizyczne, bo jako duch dalej był zgorzkniały. Starał się pomóc Hale w walce z Satrą – udzielał swej córce rad i nawiedzał uzurpatorkę. To jednak już wykracza poza naszą opowieść o tragedii Iba.
A morał z tego krótki i niektórym znany – czytając opowiadania Iba, na cierpienia jesteś skazany(a).
THE END
Avatar by MadKakerlaken
Offline
Fajna narracja, ciekawa historia - ogółem dobra historia
Nie ma niewinnych (u)serów! ~Sam
Offline
Nawet nie wiem co powiedzieć. Jest naprawde ładna. Jest tylko jedna rzecz, która mi sie nie podoba... A mianowicie - za szybko sie kończy. Z chęcią przeczytam kolejne części (jeśli takowe będą).
Nit ma racje. Narracja też jest fajna.
wężowa mama
Offline
Nie będzie raczej... a pisania trochę przy tym było. Ale cieszę się, że Ci się podoba
Avatar by MadKakerlaken
Offline
chciałeś wytknięcie błędów:
`I ci lepsi i ci gorsi ` - jeżeli np. 'i' jest w zdaniu powtarzane, należy je poprzedzić przecinkiem. Powinno więc być: "I ci lepi, i ci gorsi" .
'Książę Ibilis – następca tronu niezwykle się cieszył, gdyż następnego dnia będzie mógł pójść na granicę, spotkać Wygnańców i osobiście się przekonać jacy są.' - kiedy wtrącenie zostaje oddzielone myślnikiem, należy oddzielić je z obu stron, zatem początek winien wyglądać nieco inaczej: `Książę Ibilis – następca tronu -niezwykle się cieszył, gdyż następnego dnia będzie mógł pójść na granicę, spotkać Wygnańców i osobiście się przekonać jacy są.`
` Wówczas zorientował się kto to był Nduli. ` wiem, będę czepliwa niczym sam Ibilis, jednak... chyba nie to chciałeś napisać xD
Poza tym brak kilku przecinków, ale nawet mnie zdarza się czasem je pominąć - więc mniejsza o takie szczegóły
dobra, koniec demonstracji
Niby długie, jednak tak przyjemnie się czyta, iż człek nie wie nawet, kiedy się kończy. Popieram Sam, szkoda, że tak szybko się skończyło. I żałuję, że w okresie tych wydarzeń nie było mnie na forach, dopiero teraz wiem, jak wiele straciłam, ile przegapiłam
Offline
Właściwie te wydarzenia są takim prologiem do wydarzeń na LP pisanym jak LP już miało pół roku
Dzięki za wytknięte błędy, zaraz jej poprawię
EDIT: Poprawione
Avatar by MadKakerlaken
Offline
Strony: 1